"Darz Bór"
Koło łowieckie

II Noworoczne polowanie Dian

Zima, pierwszy weekend stycznia 2018 roku. Pogoda, ech. Marzyłaby się choćby cienka warstwa śniegu, ale narzekać nie można.  Dla myśliwego nie ma złej pogody, jest tylko dobra i bardzo dobra. Porównując poprzedni rok, temp. -17 w ciągu dnia, gruba warstwa skrzypiącego pod nogami śniegu. Dziś na plusie ok. 7 stopni, zapowiada się słonko, wiatru brak, co też ma znaczenie. To był weekend! Ale po kolei. Część z nas spotkała się już wczoraj w Grzybowej Chacie, co nie oznacza wcale, że na stole rządziły tylko grzybki. Tradycyjnie, oprócz przygotowanej przez organizatorów kolacji, bez specjalnego umawiania się, przy takich okazjach nie brakuje specjałów kuchni myśliwskiej. Degustacji, próbowania i wymiany przepisów, nigdy nie ma końca, tajne sposoby, oryginalne techniki, tajemnicze dodatki. Każda z nas ma swój specjalny popisowy niezawodny przepis na dzika, na jelenia, na sarnę, na zimno, na ciepło itd. Wspomnienia, opowiadania, myśliwskie przygody, pierwszy dzik, pierwszy jeleń, czy choćby pierwszy podchód czy zasiadka wywołuje kolejne tematy, kolejne opowieści. Wszystko to okraszone salwami śmiechu, okazaniem szacunku i gratulacjami co chwila przerywa dziecięcy głosik „Czy ktoś chce się napić kawki lub herbatki?” To oczywiście I Pomocnik Polowania – Adaś, bez którego tak udanego polowania by nie było.

Najedzone i napojone „serwowanymi” napojami poszłyśmy spać, by nagle z błogiego snu zerwać się na równe nogi obudzone sygnałem myśliwskim „Pobudka” zagranym na korytarzu w hotelu przez koleżankę Lilę Nowak. I tym sygnałem zostałyśmy wprowadzone w ten stan. Polowanie zaczęło się dla nas właśnie w tym momencie. Na ten dzień się czeka zawsze niecierpliwie. Stajemy się wtedy inne, innymi kobietami. W głowie emocje, oczekiwanie, pobudzenie. Szybkie śniadanie, choć… gdybym wiedziała, że na miejscu będzie ta pyszna szynka na śniadanie…. Przetasowanie, kto z kim, którym samochodem, żeby nie ciągnąć wszystkich samochodów. Jedziemy. Już w samochodzie lista w głowie: broń – to najważniejsze – jest, amunicja też, buty – ciepłe, wygodne są, kapelusz, czapka, opaska – co kto lubi, ale jest, kurtka, kamizelka, sweter czy bluza – komu wygodniej, ale jest, torba, plecak (oczywiście pełna najważniejszych rzeczy, pomadka, rękawiczki do patroszenia, guma do żucia) jest i pomarańczowy kolor – obowiązkowy i oczywisty dla nas myśliwych jest, w ustach kolegi po to, „by jeszcze większą zwrócić na siebie uwagę”.

Miejsce zbiórki – Ducka Wola, polowanie na obwodzie nr 527.

Na miejscu, na Schedzie przywitał nas puszczając oko Św. Hubert wprost z przepięknej kapliczki poświęconej jego czci. On już wiedział, co dla nas przygotował. My jeszcze nie.

 

Beata Sala.